Samo zdrowie nie wystarczy

Przez ostatnie lata, jak większość hodowców na świecie, poszukiwałem swojej ścieżki do sukcesu w naszym wspaniały sporcie. Od zawsze uważam, że nie da się kupić przepisu na sukces. Wszystkie gotowe programy/schematy, które mają uczynić z nabywcy mistrza, to nic więcej jak naciąganie naiwnych. Moim zdaniem każdy z nas powinien sam znaleźć swój pomysł na to, jak i jakie gołębie chce hodować, jak nimi lotować i z jakich wyników być zadowolonym.
W moim życiu w ostatnich latach cały czas przybywa obowiązków, a co za tym idzie, mam coraz mniej czasu. Zmusiło mnie to do coraz lepszego zarządzania i planowania własnego czasu. Myślą przewodnią, która towarzyszy mojej pracy hodowlanej to “Prostota”. Ograniczona ilość czasu wymusza na mnie maksymalnie efektywne jego wykorzystanie i prowadzenie gołębi tak, żeby nie marnować czasu na rzeczy zbędne.
Ale co konkretnie mam na myśli? Bardzo wiele drobnych elementów składa się na to, że moje gołębie mają się dobrze, mimo że nie poświęcam im kilku(nastu) godzin dziennie. Od kilku lat eksperymentuję ze ściółką ze zrębek drewnianych. W efekcie moje gołębniki są albo na wysokim ruszcie, albo na ściółce drewnianej, co za tym idzie gołębniki są sprzątane jedynie kilka (czasem tylko 1) razy do roku. Innym aspektem prostoty w mojej hodowli jest dobór karm. Moje gołębie lotowe przez 90% sezonu dostają jedną karmę. Do tego roku używałem 4 rodzajów karmy, a czego 3 były podawane maksymalnie 1 dzień w tygodniu, od przyszłego roku mam zamiar ograniczyć się do 3 rodzajów. Więc w sezonie gołębie od poniedziałku do piątku będą dostawały jedną i tą samą karmę. Jedynie dzień koszowania i przylotu traktuję inaczej. Takich usprawnień mógł bym wymienić więcej, ale…
Każde działanie ma swoją reakcję – tak to już działa we Wszechświecie. Moje postępowanie z gołębiami wymaga od nich określonych cech i zachowań oraz powoduje określone konsekwencje. Żeby móc osiągać ponadprzeciętne wyniki moje gołębie nie mogą chorować i muszą się super szybko regenerować. Wszelkie kuracje w sezonie lotowym to ogromna strata czasu i zaprzepaszczenie najczęściej całego sezonu. Regeneracja za to jest czynnikiem, który decyduje o tym, czy hodowla jest w stanie prezentować najwyższy poziom z tygodnia na tydzień, czy jedynie sporadyczne wystrzały ‘formy’.
Jeżeli chodzi o zdrowie, to w mojej hodowli stawiam na naturalną odporność i zapobieganie problemom zanim wystąpią. Poza sezonem lotowym moje gołębie przez cały czas otrzymują do wody Avidress Plus, produkt absolutnie podstawowy, jeżeli chodzi o codzienną, całoroczną opiekę. Od kilku już lat używam również UsneGano firmy Röhnfried, jest to produkt pochodzenia roślinnego, który podawany regularnie może nasze gołębie uchronić przed pasożytami, czy kokcydiami. Dodatkowo świetnie działa on na układ trawienny, co wpływa bardzo dobrze na ogólny stan stada. Przed sezonem oraz w jego trakcie w celu zachowania czystych dróg oddechowych moich gołębi lotowych aplikuję im również Rozitol. Dodatkowo całoroczne podawanie probiotyków, czy stylumowanie odporności takimi produktami jak Immunbooster. Te produkty w głównej mierze pomogły mi osiągnąć cel, jaki sobie postawiłem jakiś czas temu, t.j. hodowla bez użycia leków. Możecie wierzyć lub nie ale moje gołębie przez cały rok, łącznie z sezonem lotowym nie trzymują żadnych leków, jeżeli nie jest to konieczne. Wiadomym jest, że jeżeli wyniki są niezadowalające, a diagnoza weterynaryjna wskazuje, że coś jest nie tak, to podejmuję zdecydowane kroki i podaję przypisane leki, natomiast nie stosuję żadnych prewencyjnych ‘kuracji’ antybiotykami, które są jakże popularne w naszym sporcie. Moje gołębie przebywają w gołębnikach, którym daleko do warunków sterylnych. Znam takich, którzy by powiedzieli, że wręcz są to warunki przeciwstawne. Natomiast moim gołębiom to nie przeszkadza, moja codzienna praca z nimi wsparta profesjonalnymi suplementami sprawia, że mają one bardzo sprawny system odpornościowy i nie straszna im jakaś drobna ekspozycja na czynniki chorobotwórcze.
Drugim czynnikiem bardzo ważnym, moim zdaniem, w sezonie jest szybka regeneracja po locie. Warunkiem koniecznym do osiągnięcia tego jest oczywiście odporność, czytaj zdrowie, o których pisałem w poprzednim akapicie. Natomiast samo zdrowie nie wystarczy. Uważam, że większość hodowców na świecie lekceważy kwestię regeneracji. Ja moim gołębiom już wieczorem w dniu lotu podaję całą ‘baterię ciężkich dział’ wymierzoną w uzupełnienie braków wynikających z wysiłku odbytego lotu. Uważam, że niedziela wieczór, oraz kolejne dwa dni to najważniejszy czas tygodnia, którego nie można marnować. W tym czasie gołębie dostają najlepszą, najcięższą karmę, wspartą szeroką gamą suplementów. Sedochol, MagnePro, czy Rotosal to tylko niektóre z nich. Cała gama produktów proteinowych uzupełniona stymulatorami odporności sprawia, że moje gołębie już we wtorek są w pełni zregenerowane i mogłyby być koszowane na kolejny lot. Dzięki takiemu podejściu resztę tygodnia spędzam na spokojnym przygotowaniu do kolejnego lotu, obloty są sprawne, gołębie pełne wigoru, a praca z nimi przyjemna.
W moim powyższym artykule chciałem przybliżyć kolegom moje wnioski prowadzenia hodowli w ostatnich latach. Pokazać, że nie trzeba co tydzień robić ‘kuracji’, żeby osiągać zadowalające wyniki. Zwrócić również uwagę, że nasi pupile to nie maszyny, a żywe organizmy i żeby wymagać od nich wyczynowych wyników, trzeba im zapewnić ‘wyczynowe’ wsparcie. Moim zdaniem dobrą karmą i najwyższej jakości suplementami można osiągnąć wiele, a satysfakcja z takiego podejścia jest nie do zapłacenia żadnymi pieniędzmi. Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w sezonie lotowym 2019.