13. marca 2019
Alfred Berger – Od katastrofy do czołowych wyników
Alfred Berger przeżył zwariowany sezon młodych.
Nauka, jaką wyciągnął z tego sezonu, może pomóc także czytelnikom naszego Couriera. Oddajmy mu więc głos. „Zaplanowałem sobie, że w 2018 r. znowu zacznę osiągać sukcesy moimi młodymi gołębiami. Dlatego też chciałem wyhodować wczesne młode oraz znowu wrócić do ich zaciemniania, czego nie robiłem w 2016 r. i 2017 r.
Młode miały wprowadzić się do gołębnika ogrodowego, który wcześniej zajmowały gołębie rasowe. Ten gołębnik z przodu jest całkowicie otwarty, posiada dwa przedziały i wyposażony jest dodatkowo w dwie dobudowane woliery typu Habru. Rolety i szyby na suficie dają możliwość zaciemnienia gołębnika. Na własny użytek chciałem odstawić do czterech lęgów po gołębiach rozpłodowych i dodatkowo kilka młodych po najlepszych gołębiach lotowych. Poza tym chciałem wprowadzić do gołębnika kilka nowych gołębi, które miałem zamiar sprawdzić. Taki miałem plan.”
Niewytłumaczalny przebieg choroby
„Skojarzyłem gołębie w grudniu, między dniami świątecznymi. Pierwszy lęg zaobrączkowałem w styczniu i odstawiłem w wieku około 24 dni. Do tych gołębi dołączyło później, na początku maja, kilka gołębi z holenderskiego gołębnika Derycke-Schieman oraz ze spółki gołębnikowej Wolf oraz spółki Müller. Do odstawionego drugiego lęgu, który zajmował drugi przedział, dołączyło na początku kwietnia dziewięć gołębi Markusa Neeba i kilka gołębi z mojego trzeciego lęgu, a także później kilka z czwartego lęgu.
Około pięć dni po wprowadzeniu pierwszych obcych gołębi pojawiły się u pojedynczych gołębi pierwsze symptomy chorobowe jak wymioty, zielone, pokryte śluzem odchody i osowiałe kucanie. Inaczej niż w latach poprzednich objawy chorobowe pojawiły się tylko u pojedynczych gołębi, reszta była zdrowa, miała apetyt, a ich odchody wyglądały perfekcyjnie. Właściwie tak, jak życzyłby sobie każdy hodowca, z wyjątkiem tego, że pojedyncze gołębie w krótkim czasie schudły, zmarniały i musiałem je usunąć. Parę innych z lżejszymi objawami pozostawiłem z resztą gołębi mając nadzieję, że poradzą sobie z chorobą. Trzy dni po tym, jak w przedziale po lewej stronie pojawiły się pierwsze objawy chorobowe, to samo spotkało przedział po prawej stronie. A więc z lekkim opóźnieniem. Nie podawałem leków, ponieważ wymazy i badanie próbek kału nie pokazały niczego niepokojącego, a po tygodniu nie pojawiły się żadne inne przypadki zachorowań. Trzeba dodać, że w tym roku konsekwentnie stosowałem z karmą 3-4 razy w tygodniu Moorgold (kwasy humusowe) oraz Entrobac i Immunbooster. Do wody pitnej dodawałem, na zmianę przez siedem dni Avidress Plus lub Avitestin. Dodatkowo co drugi dzień UsneGano (składające się z brodaczki i oregano) oraz nowy płynny produkt o nazwie VitaloTop, którego głównym składnikiem jest chili. Ale sytuacja, jaka pojawiła się w moim gołębniku, trochę mnie zaskoczyła i czułem się dość bezradny, bowiem gołębie nie żyły w stresie, a badania nie wykazały obecności żadnych zarazków. Najprawdopodobniej podawane suplementy diety wzmocniły organizmy gołębi, że tylko niektóre z nich wykazywały objawy chorobowe.
Gdy 7. maja dołączyłem do stada, tym razem do pierwszego lęgu, nowe gołębie, cała historia znowu się powtórzyła. Cztery dni po wprowadzeniu nowych gołębi zachorowały dwa pierwsze gołębie, a po dwóch kolejnych dniach już cztery wykazywały symptomy chorobowe, a jeden nawet zmarł. Pozostałe trzy usunąłem ze stada. Pięć gołębi miało jeszcze drobne oznaki chorobowe, ale szybko się zregenerowały.
10. stycznia 2018
Rok pod znakiem braku czasu – Alfred Berger
Największy prezent otrzymaliśmy już przed rozpoczęciem sezonu lotowego, a mianowicie 25 marca, kiedy to urodziła sie nasza córeczka Nathalie. Mała całkowicie zmieniła przebieg naszego dnia i wszystko inne straciło swoje znaczenie. Wszystkie moje sprawy związane z gołębiami odstawiłem na dalszy plan, bo córeczka urodziła się w okresie przygotowań do sezonu lotowego. Oczywiście trochę czasu wygospodarowałem dla moich skrzydlatych przyjaciół, ale nie było go za wiele. Wprawdzie udało mi się w terminie przeprowadzić szczepienia i badania, ale nie przeprowadziłem żadnej terapii, bo gołębie wyglądały całkiem dobrze”. Takim wstępem przywitał nas Alfred Berger podczas naszej wizyty. Mimo że badania wykazały lekką infekcję wywołaną przez kokcydia, Alfred nie rozpoczął od razu leczenia. Dopiero gdy w tygodniu przed drugim lotem konkursowym jego drużyna lotowa straciła wszelką ochotę na trening, podawał po drugim i trzecim locie przez dwa dni Baycox oraz wypalił gołębniki.
Pojawiła się też choroba młodych
Młode gołębie zajmują cały gołębnik ogrodowy, w którym kiedyś mieszkały gołębie rasowe. Gołębnik jest z przodu na całej frontowej ścianie otwarty i opatrzony dwoma wolierami marki Habru, które nie są zaciemniane. Całą hodowlę i opiekę nad gołębiami można byłoby określić jednym słowem: laissez-faire (leseferyzm). „Rano wypuszczałem młode przed wyjściem do pracy, a wołałem z powrotem w czasie przerwy obiadowej albo dopiero wieczorem. Przez cały ten czas siedziały sobie na dachu lub w ogrodzie. Zadziwiające jest to, że nie straciłem ani jednego gołębia na rzecz drapieżników. Młode sprawiały naprawdę dobre wrażenie, chociaż wiele nie latały. Świadomie zrezygnowałem z podawania suplementów diety, dodawałem tylko do wody Avidress. To był dla mnie taki pośredni test sprawdzający skuteczność produktów mających wzmocnić odporność. Często słyszy się, że można się obejść bez wszelkich produktów uzupełniających, dlatego sam chciałem to sprawdzić prawie na własnej skórze.”
Gdy zbliżał się sezon lotowy młodych mieszanka dla gołębi składała się w 2/3 z Mifuma Fitness i 1/3 Mifuma Powermix. Młode gołębie trenowały przy wydatnej pomocy chorągiewki i bardzo szybko zaczęły codziennie oddalać się od gołębnika na długi czas. Przed pierwszymi wspólnymi lotami treningowymi były sześć razy na prywatnym treningu na dystansie 13-20 km i raz na 28 km. Do wody pitnej dostawały Avitestin i Entrobac dopiero od pierwszego lotu wstępnego. Cztery dni po drugim locie wstępnym, 22 lipca, pojawił się na jednym z siodełek pierwszy zielonkawy kał i wymiociny. Jeden z młodych gołębi po swobodnym treningu przy gołębniku nie wleciał do środka jak zwykle szybko i sprawnie z innymi młodymi. Na nieszczęście Alfred musiał niestety nazajutrz wyjechać na dwa dni, a po powrocie czekała na niego już prawdziwa katastrofa: biegunka i dużo wymiotujących gołębi z brakiem apetytu, siedzących apatycznie z nastroszonymi piórami. Niektóre były już w takim stanie, że nie można im było pomóc. „W całym moim hodowlanym życiu nie przeżyłem tak gwałtownego przebiegu choroby młodych.” Pierwsza reakcja: przez pięć dni Ridzol i AmoxyClav (amoksycyklina i kwas klawulanowy), a potem trzy dni kolistyna. Równolegle z tym Winput, Immunbooster, Moorgold i Entrobac. „Bardzo źle przyjęły Winput, pewnie dlatego, że nie podawałem go po odstawieniu i nie były do niego przyzwyczajone” – przyznaje Alfred. Po tygodniu najgorsze minęło. Większość zwierząt nie wykazywało już objawów chorobowych, ale nie odzyskały jeszcze całkowicie apetytu. Dlatego nie wywożono ich na trening, trenowały tylko przy gołębniku, aby pokonać całkowicie chorobę młodych. W ciągu tygodnia ich sprawność lotowa bardzo się poprawiła, wrócił apetyt, tak że 86 gołębi po treningu przy gołębniku wleciało do środka zaledwie w ciągu 30 sekund.